Prokuratura i policja nie odnalazł do tej pory żadnych śladów, które by wskazywały na działanie osób trzecich w śmierci technika pokładowego Jaka-40 - powiedział w programie "Jeden na jeden" w TVN 24 szef MSW Jacek Cichocki. Remigiusz M., który wylądował na smoleńskim lotnisku godzinę przed katastrofą Tu-154M, został znaleziony martwy w piwnicy swojego bloku. Śledczy podejrzewają samobójstwo.

Szef MSW powiedział w TVN 24, że w przypadku podejrzenia samobójstwa śledczy muszą przede wszystkim wykluczyć działanie osób trzecich. "Zwłaszcza jeśli jest to takie samobójstwo, że ktoś nie zostawia po sobie listu, przynajmniej dziś nie wiemy, żeby był. Więc to zawsze prokuratura musi sprawdzić" - dodał Cichocki.

I zaznaczył: "Na miejscu są prowadzone czynności przez policję i prokuraturę. Z tego, co wiemy publicznie, na razie nie ma żadnych innych śladów, które by wskazywały na działanie osób trzecich, ale na to trzeba jeszcze trochę czasu i analiz".

Ważny świadek katastrofy

Minister podkreślił też, że Remigiusz M. był ważnym świadkiem w śledztwie w sprawie katastrofy smoleńskiej. "Nie wiem, jak rozwija się śledztwo smoleńskie, które prowadzi prokuratura i jak świadkowie są w śledztwie uszeregowani, ale to niewątpliwie jedna z najważniejszych osób w tym śledztwie" - powiedział Cichocki.

Chor. Remigiusz M. był już na emeryturze. W śledztwie w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu Tu-154M był przesłuchiwany jako świadek. M. w wywiadach dla mediów twierdził, że kontroler z wieży w Smoleńsku zezwolił załodze prezydenckiego samolotu na zejście do wysokości 50 m. Z opublikowanego stenogramu wynika, że kontroler miał zezwolić na zejście do 100 metrów.